Post pochodzi z bloga trenera uwodzenia - Festa. W 2015 roku przeprowadził on wywiad z Milrohem z bloga https://uwodzenie-milroh.blogspot.com
Blog Festa nie istnieje ale wywiad został zachowany w serwisie archive.org: https://web.archive.org/web/20160703113 ... ohem-cz-1/
Pod ww. linkiem zachowała się także dyskusja w komentarzach. Zapraszam do lektury.
Wstawiam kopię całego artykułu poniżej, ponieważ archive.org ma kłopoty i wkrótce może przestać istnieć.
Gdy założyłem pierwszego bloga zacząłem od prowadzenia wywiadów z ludźmi, których uważam za wysoce kompetentnych. Kontynuując tradycję przedstawiam pierwszą osobę z którą przeprowadziłem wywiad już rok temu, ale dopiero dziś zdecydowałem się na jego publikację. Być może będzie to kontrowersyjne, ale nie znam go osobiście, co wynika z tego, że zależy mu na utrzymaniu prywatności. Po wymienieniu kilkudziesięciu e-maili nie mam żadnych wątpliwości co do kompetencji tej osoby, sam nauczyłem się od niego wiele w momencie, gdy myślałem, że nic już ciekawego w tej materii się nie dowiem. Jeśli mimo wszystko obiekcje posiadasz, to po prostu czytaj niżej. Wywiad z Milrohem, osobą, która spała z ponad 100 kobietami, a wiele z nich było skrajnie atrakcyjnych, w tej chwili ma ponad 30 lat.
W jaki sposób najczęściej rozpoczynasz interakcję? Co najczęściej mówisz? Jak podchodzisz?
Mówię proste, nieskomplikowane rzeczy. Na ulicy czy w centrum handlowym to może być „Przepraszam, czy poszłaby Pani ze mną na kawę”?. W klubie to może być po prostu „Cześć”. Moim zdaniem początkowy przekaz powinien być prosty i zrozumiały, tak aby kobieta nie uległa dezorientacji prowadzącej do podniesienia jej poziomu stresu. Poza tym bardziej skomplikowany tekst mógłby wywołać wrażenie „facet kombinuje, za bardzo się stara, tak naprawdę uważa, że na mnie nie zasługuje”, itd itp.
Zwłaszcza w klubie na początku staram się w miarę możliwości nawiązać minimalny kontakt wzrokowy. Ale nie w taki sposób, że czekam aż się na mnie laska łaskawie spojrzy z powiedzmy 3 metrów. Podchodzę na odległość około metra czy pól metra i patrzę się na nią. Jeżeli ona w ciągu sekundy sama nie spojrzy się na mnie, to dotykam jej ramienia, czasami talii. Chodzi o to, aby nie mówić lasce do ucha z zaskoczenia, tylko dać jej chwilę na zorientowanie się w sytuacji i rzucenia na mnie okiem.
Na ulicy wszystko zależy od tego, czy laska stoi czy idzie. Jeżeli stoi, to robię tak jak w klubie, lecz bardziej na dystansie pełnego metra. Jeżeli idzie, to podchodząc z boku, idąc równolegle z nią z pół metra, natomiast podchodząc z przodu potrzebny jest większy dystans, w zależności od prędkości z jaką idzie.
Z jaką reakcją najczęściej spotykasz się na taką szybką propozycję kawy?
Reakcje bywają różne, ale bardzo często laska się waha, mówi że nie wie czy powinna, ale uśmiecha się i nadal ze mną rozmawia.
Tylko wtedy, gdy kobieta jest sama czy może również w grupach? Kiedy odpuszczasz podejście?
Podchodzę do grup, ale grup żeńskich. Bardzo niechętnie podchodzę do grup mieszanych płciowo. Na ogół takie grupy sobie odpuszczam.
Jak często zdarza Ci się podejść do kobiety?
Ostatnio bardzo rzadko, statystycznie kilka na miesiąc. W ostatnich latach coraz mniej chodzę do klubów i coraz większa część moich podejść to „spontaniczne” podejścia na ulicy czy w centrum handlowym.
Jak to wyglądało gdybyśmy cofnęli się 5-10 lat wstecz?
Zależy czy bliżej 5 czy 10, ale wychodziłem dużo więcej i podchodziłem dużo więcej, zwłaszcza w klubach. To często były dwa wyjścia do klubu tygodniowo i od kilku do 20-30 podejść tygodniowo.
Z jakimi reakcjami kobiet na Twoje podejście w nocy i w ciągu dnia najczęściej się spotykasz? Widzisz od razu światełka w oczach i to, że kobieta jest zainteresowana czy może nie zawsze tak jest?
Mam dużo pozytywnych reakcji. Może nie zawsze takich, że lasce się świecą oczy z silnego podniecenia, ale bardzo często wygląda to tak, że laska jest „tylko” zainteresowana lub przynajmniej otwarta na moją osobę. Przy czym jestem fizycznie dość atrakcyjnym facetem, a do tego ubieram się BARDZO dobrze. Oprócz tego jestem dużo, dużo bardziej wyluzowany od zdecydowanej większości facetów, przez co też wypadam lepiej. To wszystko powoduje, że trudno żebym dostawał zbyt dużo negatywnych reakcji.
Wiem, że dość trudno to określić, ale mógłbyś porównać swój poziom atrakcyjności do jakiegoś aktora, znanej osoby bądź opisowo wyjaśnić jak wysoki on jest?
Bywają różne gusta, ale czasami rozmawiałem o tym z kobietami i usłyszałem, że jestem 6-7 w skali 10 punktowej.
Czy zdarzają Ci się sytuacje kiedy kobieta po prostu nie jest zainteresowana i odchodzi? Jeśli tak, to co najczęściej wtedy czujesz – jakakolwiek zmiana Twojego stanu, zdarza Ci się czuć źle po negatywnej reakcji?
Tak, oczywiście że się zdarzają. Czuję się po nich normalnie, czasami czuję się odrobinkę źle, ale tylko odrobinkę.
Co najczęściej czujesz przed podejściem, masz jakiś lęk? Jeśli nie, to czy są momenty w których występuje? Czy czujesz różnicę między pierwszym w kontekście tego jak łatwo Ci to zrobić?
Czasami czuję lekki lęk, ale rzadko, na ogół jestem bardzo wyluzowany. Nie widzę wielkiej różnicy pomiędzy pierwszym, a drugim czy trzecim podejściem, o ile te kolejne mają miejsce, nie potrzebuję „rozgrzewki”. Natomiast czasami lubię „uporządkować się wewnętrznie” przez minutę czy dwie, myśląc o całej sytuacji w odpowiedni sposób.
W jaki sposób uporządkowujesz się wewnętrznie, o czym wtedy myślisz?
To się trochę waha w zależności od danego momentu, ale często jest to myślenie koncentrujące się na moich potrzebach i celach, prowadzące do bardziej przedmiotowego, bardziej bezwzlędnego podejścia do kobiety. Często jest to też myślenie idące w kierunku patrzenia na kobietę w sposób pozbawiony szacunku.
Przykładowo:
1. „Jestem nią zainteresowany tylko dlatego, ze chcę ją przelecieć. To jest JEDYNA rola w moim życiu, jaką dla niej widzę. I dopóki ona tej roli nie spełnia, dopóki nie wiem, czy będzie ją spełniała, to jest dla mnie NIKIM i nie interesuje mnie co ona sobie pomyśli”.
2. „Ta laska przypuszczalnie miała już w ustach kutasy powiedzmy dwóch facetów. A że z seksu zapewne nie ma zamiaru rezygnować, to będzie miała w ustach kutas i trzeciego kolesia, wcześniej czy później. Dlatego też ja nie próbuję dokonać niczego wielkiego, jedyne czego chcę, to aby tym trzecim kutasem był mój kutas, a nie kutas innego kolesia”. W tym miejscu lubię sobie wyobrazić dwa penisy wepchnięte do ust laski i że ja próbuję jeszcze wepchać trzeciego. Myśląc o tym zawsze się uśmiecham, nawet w tej chwili, pisząc to.
O powyższych rzeczach myślę raczej na chłodno, bez jakiegoś super entuzjazmu czy wchodzenia w emocje macho. Te rzeczy mogą się komuś wydać oburzające, zwłaszcza w przypadku drugiego punktu, ale w gruncie rzeczy jest to bardzo OBIEKTYWNE. Bo typowa kobieta w wieku powyżej 20 lat miała w ustach kutasy jednego lub kilku facetów, powiedzmy dwóch. Co prawda nie na raz, ale jednak. Moim zdaniem dobrze jest o takich rzeczach pamiętać, to daje jednocześnie bardziej prawdziwe i bardziej użyteczne spojrzenie na kobiety.
Jak długo zajęło Ci dojście do takiego wyluzowania i co było najważniejszymi elementami na tej drodze?
Odpowiedź na pierwszą część pytania („Jak długo”) jest wbrew pozorom skomplikowana. Teraz mam ponad 30 lat, a moją „karierę” rozpocząłem bodajże w wieku lat 16. To daje prawie 20 lat doświadczenia w uwodzeniu, ale tak kluczowe były te lata od 16 do powiedzmy około 26 roku życia. Ale ten okres 10 lat też nie był jednolity, były okresy bez większych zmian i okresy z bardzo intensywnymi zmianami.
A co było najważniejsze?
Najważniejsze było wyrobienie odpowiedniego spojrzenia na kobiety i pozbycie się szkodliwego szacunku względem nich.
Moim zdaniem ludzie mają problemy z zestresowaniem przede wszystkim dlatego, że postrzegają kobiety w niewłaściwy sposób i żywią do nich przesadny szacunek. Mam tu na myśli nie powierzchowne, a głębokie, emocjonalne przekonania. Moim zdaniem większość facetów nosi w sobie głębokie przekonania etyczno-obyczajowe sięgające korzeniami jeszcze dzieciństwa, gdy matki uczyły ich bycia „grzecznymi chłopcami”. Na powierzchownym, świadomym poziomie chcieliby przespać się z kobietą, ale gdzieś w głębi serca budzi się w nich zawstydzenie, lęk przed jej reakcją, lęk przed tym co ludzie powiedzą, itd itp. Trudno jest być zrelaksowanym, gdy ma się w środku siebie wewnętrzny konflikt, bo na jednym poziomie jest chęć podejścia i przespania się, a na drugim głębokie przekonania etyczno-obyczajowe przeciwstawiające się temu.
A w jaki sposób ja się tego pozbyłem?
Przede wszystkim na zasadzie opisanej w przysłowiu „Z kim przystajesz, takim się stajesz”. Po prostu w liceum zacząłem imprezować z ludźmi, którzy sypiali z wieloma kobietami i posiadali pasujące do tego poglądy. To były imprezy domowe, na których moi koledzy wręcz seryjnie lizali się i obmacywali kobiety, czasami także bzykając je na tych imprezach. Obserwowanie na własne oczy, jak kobiety oddają się „łatwo” moim znajomym zaczęło zmieniać moje wewnętrzne odczucia względem kobiet i seksu. Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że uzyskanie seksu nie musi być jakąś wielką, trudną sprawą. I że to nie musi być czymś wstydliwym, czy wiążącym się z napięciem. A koledzy nie tylko dawali mi w tej materii dobry przykład, wspierali mnie też radami praktycznymi i wsparciem emocjonalnym. W tych warunkach nietrudno było samemu zacząć sypiać z kobietami i wkrótce sprawy zaczęły toczyć się z górki. Nie pamiętam dokładnie z iloma kobietami przespałem się w okresie licealnym, ale na pewno więcej niż 10, a to jest więcej niż przeciętny facet ma w ciągu całego życia. To oczywiście miało dalszy wpływ na moje przekonania, bo miałem już własne doświadczenia, która mówiły mi w dużym skrócie mówiąc „ruchanie jest fajne, a kobiety łatwe”. I potem ten proces powtarzał się dalej i dalej, miałem kolejne sukcesy i tym samym kolejne doświadczenia kształtujące moje spojrzenie na kobiety.
W moim odczuciu absolutnie KLUCZOWĄ rzeczą w tym wszystkim było wejście w odpowiednie towarzystwo w drugiej klasie liceum (stary system bez gimnazjum) – przebywając w „niegrzecznym” towarzystwie sam stałem się „niegrzeczny”, bez większego wysiłku, po prostu absorbując wpływ grupy.
Moim zdaniem ogromna większość facetów ma problemy dlatego, że nie mieli w swoim życiu takiego wpływu, że nie imprezowali dostetecznie dużo z ludźmi sypiającymi z wieloma kobietami. Mam tu na myśli nie samo znanie takiej osoby, ani nawet nie poimprezowanie z nią kilka razy. Mam na myśli wielokrotne, systematyczne imprezowanie, na przestrzeni kilku lat. Człowiek bardzo łatwo przejmuje zachowania i sposób myślenia osób z którymi się zadaje, zwłaszcza jeżeli chodzi o zachowania, których jest naocznym obserwatorem. To zresztą jest jedna z przyczyn problemów większości mężczyzn – typowy facet zadawał się w liceum czy na studiach głównie z kolegami słabymi z kobietami (bo takich jest większość), przez co jego własne problemy były dodatkowo wzmacniane przez zły przykład płynący od kolegów.
Jakie Twoim zdaniem są największe błędy, które robią osoby w tej początkowej części interakcji?
Wypowiem się o klubach, bo ludzie rzadko podchodzą za dnia, więc nie zaobserwowałem wielu niekompetentnych podejść w warunkach dziennych.
Jedną rzeczą, która bardzo rzuca mi się w oczy jest to, że faceci w klubach są SPIĘCI. Widać po nich, że nie są wyluzowani, widać po nich, że mają w środku negatywne emocje, wewnętrzny konflikt. A to jest naprawdę nieatrakcyjne, każdy człowiek wypada gorzej, jest mniej charyzmatyczny, gdy jest spięty. Na bardziej świadomym poziomie napięcie sugeruje też kobiecie, że ten mężczyzna nie jest tym, czego ona szuka – bo zestresowanie sugeruje między innymi, że facet jest pewnie emocjonalnie słaby, nieogarnięty życiowo, słaby w łóżku, itd itp. To zjawisko oczywiście nie jest ograniczone do początkowej części interakcji, bo ma wpływ na cały proces uwodzenia, niemniej jednak moim zdaniem to właśnie jest problem numer jeden większości facetów – w tej fazie początkowej i w każdej innej fazie interakcji. Przy pierwszym kontakcie wygląda to najczęściej tak, że facet robi złe wrażenie jeszcze zanim w ogóle otworzy usta, bo kobieta już widząc go może nawet nie zdążyć pomyśleć, ale zdąży POCZUĆ coś w stylu „ten facet jest spięty, czuję się przy nim niekomfortowo, nie chcę go”. W tym momencie zastanawianie się nad tym, co mówić i jak działać jest mało sensowne, bo główny problem leży gdzie indziej, w psychice faceta.
To jest skomplikowany, subtelny, a także nieco kontrowersyjny temat, ale moim zdaniem zdecydowana większość facetów ma ogromny problem ze zbyt wysokim poziomem wewnętrznego SZACUNKU WZGLĘDEM KOBIET . Przeciętny facet jest w głębi serca „grzecznym chłopcem mamusi”, nauczonym szanować kobiety, być dobrze ułożonym względem nich, itd itp. Jego wewnętrzny, emocjonalny obraz kobiet jest mocno zabarwiony przez pierwszą kobietę w ich życiu – przez jego matkę. Potem to jest jeszcze wzmacniane przez przekaz płynący chociażby ze szkoły, gdzie jako chłopiec też był uczony być grzecznym, oraz z filmów, gdzie prawie zawsze wygrywa „prawdziwa miłość”, a podrywacz/ruchacz albo dostaje po dupie, albo przynajmniej zaczyna „rozumieć swój błąd”. To wszystko jest potężnym przekazem wychowawczym, wykształcającym u mężczyzn głębokie przekonanie, że kobiety należy szanować, a nie ruchać, że opinia kobiety na temat faceta jest czymś znaczącym, itd itp.
Efekt tego jego jest taki, że większość facet próbując coś zaliczyć doznaje konfliktu wewnętrznego – z jednej strony na powierzchownym poziomie chcą zaliczyć, ale w głębi serca czują coś zupełnie innego, czują że robią coś złego, niewłaściwego, nie mają wewnętrznego przyzwolenia. To owocuje konfliktem wewnętrznym, który na ogół bywa błędnie interpretowany jako „brak pewności siebie”. W rzeczywistości pewność siebie i wewnętrzne przyzwolenie to dwie różne rzeczy. Widać to bardzo dobrze na przykładzie osób, które są pewne siebie w życiu zawodowym, ale z kobietami robią się nagle spięte – te osoby nie mają problemu z pewnością siebie, a właśnie z wewnętrzny przyzwoleniem.
Tak więc podsumowując, moim zdaniem największym problemem, jaki mają mężczyźni na tym (lub dowolnym innym) etapie interakcji jest właśnie to, że nie mają tego wewnętrznego przyzwolenia, bo w głębi serca za bardzo szanują kobiety, bo w głębi serca noszą ich wyidealizowany wizerunek. To jest wielki, fundamentalny problem, który ma zdecydowana większość facetów.
Drugim błędem, który rzuca mi się w oczy, jest brak należytego zadbania o wygląd. Mam tu na myśli zwłaszcza dobranie odpowiedniego ubioru. Wielu facetów ubiera się na zasadzie „aby jakoś było”, czyli zakładają przykładowo koszulę i już są z siebie zadowoleni, bo przecież mają na sobie koszulę. Ale koszula koszuli nie równa, marynarka marynarce, a płaszcz płaszczowi. Dobrej jakości, dopasowane do danej osoby ubranie robi OGROMNĄ różnicę i to na wiele sposobów. Facet wygląda lepiej optycznie, wygląda na bogatszego, eleganckie ubranie buduje także poczucie bezpieczeństwa, itd itp. Ja sam mam tak, że gdy wychodzę na miasto w podkoszulce, to czasami złapię jedno czy kilka zainteresowanych spojrzeń, ale nie aż tak dużo. A jeżeli wyjdę ubrany w odpowiednio dobraną, elegancką koszulę i marynarkę, to mam na mieście kilkanaście, a nawet wręcz kilkadziesiąt zainteresowanych spojrzeń. Zdecydowana większość facetów tego nie rozumie i ubiera się słabo, przeciętnie lub ostatecznie „dobrze”. A ja nie poprzestaję na „dobrze”, ja szukam rzeczy, w których wyglądam SUPER. I potem kiedy podchodzę do kobiety w klubie, to jestem jeżeli nie najlepiej ubranym, to przynajmniej jednym z najlepiej ubranych mężczyzn w lokalu i to naprawdę robi różnicę. Bo nie tylko wyglądam lepiej optycznie, ale w dodatku laska myśli „kim jest ten facet? jest tak ŚWIETNIE ubrany” i to w oczywisty sposób motywuje ją do tego, żeby chcieć ze mną przynajmniej porozmawiać.
Odnosząc się do pewności siebie, to ja uważam, że jesteś pewny siebie wtedy kiedy czujesz się spokojnie wykonując daną czynność. Oznacza to, że pewność siebie jest zależna od kontekstu, chociaż często błędnie jest używana w kategorii zero jedynkowej: ktoś jest pewny siebie albo nie. Znam osobiście kilka osób, które na poziomie towarzyskim są charyzmatycznymi ludźmi, ale w kontaktach z kobietami tej pewności siebie nie mają.
Tak, to jest zależne od kontekstu i od wewnętrznych przekonań danej osoby, oczywiście przekonań w ramach tego kontekstu. To nie jest dana raz na zawsze cecha, a coś wynikającego z różnych czynników, a zwłaszcza z przekonań, wizji świata danej osoby.
————
Jest to pierwsza część wywiadu, w drugiej części pojawią się takie pytania jak:
– Jaki Twoim zdaniem jest najlepszy oraz najszybszy sposób na osiągnięcie wewnętrznego przyzwolenia na uwodzenie kobiet?
– Dużo osób chciałoby ubrać się atrakcyjnie, ale nie potrafią, zawsze byłeś w stanie stwierdzić – w tej marynarce wyglądam dobrze, w innej super, a jeszcze w innej źle? Jeśli nabyłeś tę umiejętność w inny sposób, to w jaki?
– Gdybyś miał wymienić kilka umiejętności najbardziej przydatnych w uwodzeniu, to co by to było?
Dostęp do kolejnej części wywiadu prawdopodobnie uzyskają tylko osoby, które zapisane są na moją listę mailingową. Możesz to zrobić podając swojego e-maila na stronie głównej.
Tymczasem zapraszam do dyskusji w komentarzach – wysłałem Milrohowi informację, by w ramach wolnego czasu i chęci również wziął w niej udział
Pozdrawiam,
Fest